Kwiatki z poprzedniego wpisu - ze sznurka to nie moja bajka, powstały z potrzeby zabicia czasu, chociaż może i z ciekawości. Te, którymi chcę się pochwalić dzisiaj to po części również wynik zbyt dużej ilości wolnego czasu ale przede wszystkim wyzwanie dla mnie. Powstały z papieru czerpanego oraz akwarelowego. Papiery pomalowałam farbami akwarelowymi typowo szkolnymi, które przywiózł mi syn. Odrysowałam na nich różne kwiatki z wykrojników i ręcznie wycięłam je nożyczkami. Odrobina wody i zwijanie, miętoszenie i układanie - kwiatki prawie gotowe. Jeszcze tylko środki wypełnione pręcikami zrobionymi z foamiranu a potuszowane tuszami latarni morskiej.
I oto kwiatki, z których jestem bardzo dumna.
Dziękuję mężowi i synkom za dostarczenie do szpitala tych kilku rzeczy, bez których one by nie powstały.
Są niesamowite! Mnie ręcznie robione w ogóle nie wychodzą, nawet papierowe ;(
OdpowiedzUsuńJa tez mam problem z kwiatami.Twoje znakomite! Super,że nie tylko foamiran się sprawdza.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne efekty, to taka terapia zajęciowa w tym szpitalu :)
OdpowiedzUsuńKwiatki są fantastyczne! Podziwiam talent!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne kwiaty. I cudne kolory.
OdpowiedzUsuńSą przepiękne!
OdpowiedzUsuńSuper produkcja :)
OdpowiedzUsuńcudowne ;)
OdpowiedzUsuńPięknie miętosiłaś :)
OdpowiedzUsuń